- Paniczu, już pora wstawać. – Ponaglający
głos pokojowego oraz pukanie rozniosło się po sypialni. Nie uzyskano jednak
odpowiedzi; nie było też słychać żadnego poruszenia w tym dużym pokoju. Służący
z westchnieniem sięgnął do pasa, gdzie przypięte miał klucze do wszystkich
pomieszczeń w ogromnej rezydencji, i zaczął szukać tego odpowiedniego. Według
zarządzenia pana domu, jego syn, znany z buntowniczej natury, został zamknięty
w swej sypialni już kilka dni przed planowanym od dawna ślubem. Mariaż ten
przynieść miał obu rodzinom wiele korzyści, więc dążono do niego za wszelką
cenę; nawet pomimo gorączkowego oporu stawianego przez przyszłego pana młodego.
Lee Taemin nie był zainteresowany ożenkiem; o nie, jemu w głowie były dzikie
wojaże i dziecinne mrzonki o morskich przygodach. Sługa pokręcił głową z
dezaprobatą. A przecież pan Lee wybrał swojemu synowi taką dobrą partię! Son
Naeun była piękną, młodą kobietą, dobrze wychowaną i posłuszną. Ale cóż zrobić,
gdy chłopak rozwydrzony, bezczelny jakiś. Pokojowy wreszcie odnalazł dobry
klucz, i wsadzając go w dziurkę, znów zakrzyknął, już zniecierpliwiony.
- Paniczu, proszę wstawać,
dzisiaj ważny dzień. – I otworzył drzwi sypialni Taemina szeroko, wchodząc do
niej bez chwili namysłu.
Widok, który go zastał bynajmniej
nie wróżył nic dobrego. Wyjątkowo, jak na panicza, schludnie zaścielone łóżko.
Pozostawione w zadziwiającym porządku książki na szafce nocnej. Spoczywający w
nienaruszonym stanie stos dokumentów na obszernym biurku. I garnitur.
Ostentacyjnie zawieszony na drzwiach uchylonej szafy. A pośród tego
nienaturalnego wręcz porządku ani śladu panicza.
Niedobrze.
Pęk kluczy wypadł z dłoni
służącego i z głośnym brzdękiem uderzył o wypolerowaną podłogę. Mężczyzna nawet
nie zwrócił na to uwagi, z przerażeniem wpatrując się w okno. Otwarte na oścież
okno. Wiatr rozwiewał śnieżnobiałe firany, a tuż za ramą framug rozpościerał
się malowniczy widok na wybudowany w zatoce port. Kilka kutrów rybackich
właśnie powracało z porannego połowu, a jakiś potężny okręt akurat cumował przy
brzegu. Dalej, jak okiem sięgnąć, rozciągał się widok na przestwór oceanu. Służący
od zawsze twierdził, że ten demoralizujący krajobraz był źródłem owego
niedorzecznego marzycielstwa, któremu nieustannie oddawał się młody panicz Lee.
Kilka mew zaskrzeczało
przeraźliwie tuż za oknem, i mężczyzna wzdrygnął się, po czym z przerażeniem
podbiegł do rozpostartej framugi, mamrocząc pod nosem bełkotliwe błagania,
przemieszane z co najmniej nieodpowiednimi w ustach służby wyrażeniami odnośnie
jego niesfornego pana. Na nic jednak zdały się prośby, przekleństwa czy
zażalenia. Pokój był pusty, a okno otwarte. Wszystko wskazywało na to, że Lee
Taemin znowu uciekł.
Pokojowy złapał się za głowę,
gorączkowo zastanawiając się, jak przedstawi tę sprawę panu domu. Dość już w
życiu wycierpiał przez to niewdzięczne chłopaczysko, któremu przyszło mu służyć.
Łudził się, że przynajmniej tym razem panicz pójdzie po rozum do głowy i wykaże
się posłuszeństwem. Na próżno. Służący jeszcze raz wychylił się za barierę
okna, jakby w nadziei, że wypatrzy Taemina i zmusi go do powrotu. Próba ta
jednak zaowocowała jedynie kolejnym głośnym przekleństwem. W końcu mężczyzna
ukrył twarz w dłoniach, szukając rozwiązania.
Zbyt zaaferowany swoją niedolą,
zupełnie przegapił cień, który przemknął mu za plecami. W dłoniach skradającej
się postaci błysnął upuszczony wcześniej pęk kluczy. Drzwi zamknęły się cicho,
przypieczętowane złośliwym szczęknięciem zamka.
Lee Taemin uśmiechnął się
szeroko, po czym schował klucze do kieszeni, poprawił tobołek na plecach i cicho
pogwizdując, ruszył przez korytarz rezydencji.
Musiał zachować czujność,
doskonale o tym wiedział, mimo całego podniecenia, jakie odczuwał przez
zaskakująco korzystny obrót sytuacji. Szedł pewnie, przewidując różne
scenariusze dzisiejszego dnia, zastanawiając się, jak przedostać się do portu. Jednocześnie
starał się niemal stopić z ciemną tapetą, pokrywającą ściany długiego
korytarza. Z oddali dobiegały go dźwięki gorączkowych przygotowań. Niemal
parsknął śmiechem, wyobrażając sobie to rozczarowanie na twarzy swojego ojca, i
błysk urażonej dumy w oczach Naeun. Cóż, uprzedzał, że tak łatwo nie da się
zaprzedać, włożyć na szyję ciężkie jarzmo ożenku; nie jest w końcu bezwolnym
baranem! Żeby to chociaż był ktoś inny, ale Naeun? Ta pusta idiotka,
zainteresowana jedynie błyskotkami? Nigdy nie czuła ona chyba żądzy przygód;
nigdy nie chciała dotrzeć aż za linię horyzontu, ani pozwolić, by wiatr rozwiał
skrzętnie ułożoną fryzurę. Taemin pokręcił głową z dezaprobatą; i zatrzymał się
nagle, gdy usłyszał zbliżające się kroki. Rozejrzał się – miał ułamki sekundy
na podjęcie decyzji.
I gdy, chwilę potem jedna z młodych
służących, nawołując Hyungdona, podstarzałego pokojowego, przechodziła
korytarzem, Taemin nieruchomo, i niemal bez tchu skrywał się za postumentem
kiczowatej, ogromnej rzeźby, przedstawiającej – paradoksalnie - Neptuna. Nie
pochwalał zakupu tego obrzydlistwa, ale jednak ojciec miał rację – posągi bywały
zaskakująco przydatne, w najmniej oczekiwanych okolicznościach. Gdy już
dziewczyna oddaliła się znacznie, i umilkło echo jej nerwowych, pospiesznych
kroków; chłopak zgrabnie wynurzył się zza cokołu, i otrzepał z nagromadzonego
tam kurzu swoje ciemne ubranie (a musiał przyznać, że znalezienie wygodnego, i
mało rzucającego się w oczy stroju w całym stosie tej pstrokatej odzieży było
nie lada wyzwaniem). Powstrzymał się od kichnięcia, i ruszył dalej korytarzem.
Nie był jeszcze pewien, którą
drogę wybrać. Teoretycznie, mógł wydostać się tylnym wyjściem; mógł też przejść
do ogrodu, ale zdawał sobie doskonale sprawę, że dzisiaj wszyscy postawieni są
na nogi, a służba roi się w domu jak mrówki. Westchnął. Żeby aż tak utrudniać
mu ucieczkę!
Dotarł do stopni, i nagle diabelna
myśl przemknęła przez głowę. Poprawił tobołek na plecach, chwytając go mocno;
odgarnął z ramion długie włosy, których na szczęście nie zdążyli mu jeszcze
odebrać (bądźmy szczerzy, Taemin po prostu uciekł przed fryzjerem), i zasiadł
wygodnie na balustradzie schodów, jak zwykle wspaniale wypolerowanej. Uśmiechnął
się szelmowsko i odepchnął mocno nogami od pierwszego stopnia. Z prawdziwie
dziką uciechą i sporą prędkością zjechał po poręczy, w międzyczasie machając do
przerażonej pokojówki, która wspinała się mozolnie po schodach. Jej głośny
wrzask trochę tylko zepsuł mu nastrój – i tak był pewien, że uda mu się uciec.
Zakończył swą przejażdżkę
triumfalnym skokiem ku frontowym drzwiom, krzywiąc się lekko na krzyki
uwolnionego chyba właśnie Hyungdona i służącej. Kątem oka ujrzał zbliżającego
się do niego kamerdynera, z drugiej strony nadciągał nieubłaganie zaalarmowany
hałasem ogrodnik; by ich zatrzymać kopnął mocno w stojący przy wyjściu stolik,
z prezentami ślubnymi, nadesłanymi dla niego przez jego wierną Naeun. Nie oglądał się już, ale z prawdziwą satysfakcją
usłyszał brzdęk rozbijanego o posadzkę szkła; dostrzegając stojącą po drugiej
stronie korytarza ukochaną, ze
szczerą radością przesłał jej w powietrzu pocałunek, i zwycięsko opuścił swój
rodzinny dom.
Kiedy tylko wypadł za drzwi
frontowe, zaczął gorączkowo rozglądać się za możliwą drogą ucieczki. W ślad za
nim już podążał co najmniej tuzin osób, jeszcze chwilę temu zaangażowanych w
przygotowania do dzisiejszej ceremonii. Dobrze wiedział, że sam był sobie winien
takiego obrotu spraw, ale nie żałował. Jeszcze nigdy nie bawił się tak
wyśmienicie, jak w dniu własnego ślubu, który właśnie rujnował w wielkim stylu.
Taemin zmrużył oczy, dostrzegając
wóz, który właśnie zatrzymał się na podjeździe. Kilku mężczyzn ściągnęło z niego
potężną kwiatową kompozycję. Została zamówiona przez jego teściową i miała na
celu ozdobić najważniejszy moment dzisiejszego dnia, oraz dodać uroku
taeminowemu tak (którego nigdy nie
zamierzał wypowiadać). Chłopak uśmiechnął się szelmowsko, po czym puścił się
biegiem przez wypielęgnowany trawnik. Nie zważając na rozlegające się za jego
plecami krzyki i nawoływania, przemierzył połowę dzielącego go od upatrzonego
wozu dystansu. Z zaciętą miną kierował się prosto na zajętych niesieniem kwiatów
mężczyzn, którzy zauważyli go zdecydowanie zbyt późno, żeby uskoczyć na bok.
Taemin posłał im iście diabelski uśmiech, po czym uniósł ręce do góry i z
nieopisaną uciechą wbiegł dokładnie w środek trzymanej przez nich ozdoby.
Kwiaty z impetem rozsypały się na wszystkie strony, a ich płatki zawirowały w
powietrzu, tylko potęgując uciechę uciekającego chłopaka. Zamówiona przez panią
Son kompozycja była naprawdę ładna – Taemin nie mógł pozwolić, żeby się
zmarnowała.
Chwilę później chłopak dopadł do
wozu. Zgrabnym ruchem wskoczył na grzbiet zaprzężonego doń, karego konia.
Następnie rzucił jeszcze jedno spojrzenie w kierunku rezydencji swojej rodziny.
Uśmiechnął się promiennie do biegnącej ku niemu służby, ale kiedy głośne,
ojcowskie „Lee Taemin!” wstrząsnęło
murami budynku, chłopak bez dalszej zwłoki pogonił konia i galopem ruszył przez
miasto – byle dalej od tego więzienia, w którym żył przez tyle lat.
Drogę z rezydencji do portu
przebył w ekspresowym tempie, dobrze wiedząc, że postawił na nogi nie tylko
rodziny Lee i Son, ale i pół miasteczka. Lada moment ktoś mógł go zatrzymać i
zatargać za fraki z powrotem do ojca – Taemin przerabiał ten scenariusz już
nieraz w przeszłości. Chłopak skrzywił się na wspomnienie wszystkich nieudanych
ucieczek w swoim wykonaniu. Wystarczyło jednak, że minął ostatnie odgradzające
go od portu budynki, a morska bryza rozwiała mu włosy, i wszystkie zmartwienia
po prostu wyparowały. Taemin powitał bezkres oceanu szerokim uśmiechem.
Oto
jego nowy dom.
Chłopak zeskoczył z konia i
przywiązał go do pierwszego napotkanego słupa, w możliwie jak najbardziej
widocznym miejscu (miał nadzieję zmylić w ten sposób przeciwnika). Następnie
zarzucił na swoje charakterystyczne i zbyt rzucające się w oczy włosy kaptur i
zaczął przemykać się pomiędzy stłoczonymi w porcie ludźmi, cały czas upewniając
się, że nikt go póki co nie goni.
W końcu wypatrzył to, czego
szukał. Swoją furtkę do wolności.
Zatrzymał się przed zacumowanym w
najobskurniejszej części portu statkiem. Cóż, raczej łodzią, niż statkiem.
Taemin przekrzywił głowę. No dobra, bardziej przypominało to ledwo trzymającą
się kupy łajbę o wystrzępionych żaglach i łuszczącej się farbie. Chłopak
westchnął. Nie tego oczekiwał, kiedy prosił Jonghyuna o pomoc w ucieczce. Dobrze
jednak wiedział, że to tylko tymczasowe rozwiązanie.
Jeszcze raz uniósł głowę i
zerknął na horyzont. Tęsknota za przygodami wypełniała jego serce, a pragnienie
nieznanego buzowało w żyłach. Chłopak uśmiechnął się szeroko i z impetem
wskoczył na swoją obskurną łajbę, która zachwiała się niebezpiecznie. Pospiesznie
przygotował ją do wypłynięcia, świadom, że ostatnie minuty dzielą go od
upragnionej wolności. Kiedy wreszcie wyruszył, odwrócił się w kierunku portu,
rzucając ostatnie spojrzenie rodzinnemu miasteczku.
Znajomy powóz właśnie gwałtownie
zatrzymał się na ulicy, tuż obok pozostawionego przez Taemina konia. Chłopak
ściągnął kaptur i pospiesznie wcisnął na głowę przygotowany specjalnie na tę
okazję, piracki kapelusz, jednocześnie obserwując wysiadającego z powozu ojca.
Pan Lee wściekłym wzrokiem omiótł zacumowane przy brzegu łodzie. Nie znalazłszy
tego, czego szukał, zaczął gorączkowo przyglądać się wyruszającym właśnie
statkom. W końcu spojrzał prosto na swojego syna, odpływającego właśnie w
nieznane.
Taemin z nonszalancją
przespacerował się po pokładzie swojej mizernej łajby, po czym zdjął z głowy
kapelusz i demonstracyjnie ukłonił się w kierunku ojca. Oczy pana Lee płonęły z
wściekłości. Taemin uwielbiał tę minę. Przez chwilę napawał się nią w
milczeniu, po czym z powrotem wcisnął kapelusz na głowę i odwrócił się plecami
do malejącego w oczach portu. Rozciągał się przed nim niezgłębiony bezkres
oceanu. Taemin zagwizdał starą, piracką pieśń, wbijając wzrok w horyzont. Na
jego ustach igrał psotny uśmieszek.
Tu zaczynała się jego przygoda z
wolnością.
S: Udało nam się coś napisać!
A: To jest niewiarygodne, i w sumie nie wiemy, co tu
napisać… enjoy prolog?
Ten prolog jest świetny. Bardzo pasuje Taeminowi taki charakter. Ciekawi mnie co będzie dalej. Kim będzie Minho, Jonghyun....wszyscy! Taemin lubi swoje długie włosy. Ja też je kocham <3 Ładnemu we wszystkim ładnie, ale taki Taemin to życie *_* Tae buntownik to bardzo fajny pomysł. Ale ciagle mnie zastanawia Minho. Kim będzie, kim będzie...Pierwsze skojarzenie to żeglarz. Książę, zwykły człowiek i nie wiem co jeszcze. No zobaczy się. Ciekawe jakie przygody czekają Tae i jego, mam nadzieję dobrych przyjaciół czy przyszłych czy teraźniejszych jak Jonghyun z tego co wywnioskowałam. Na pewno będzie dużo akcji. Uciekać w dzień ślubu xdd oj, jak się z ojcem spotka to nie bedzie za fajnie. Czekam, aż rozwinie się temat innych bohateròw tego opowaidania i szczególnie 2mina. Kocham <3
OdpowiedzUsuńWeny i czasu na pisanie :)
Jestem w szkole,własnie zadzwonił dzwonek na angielski, więc tymczasem... Dndksbdjwmsoansjsnzbskajsid. Jak będę miec czas, pofangirluję później xD
OdpowiedzUsuńMORZE, 2MIN, TAEMIN Z DŁUGIMI WŁOSAMI, AJDJDJDJ
Gdy wspomnę na niezliczone tęskne westchnienia, które dzieliłam z Shime na temat potrzeby powstania wreszcie pirackiego 2mina... /wzdycha i odrywa zamglony wzrok od horyzontu za oknem/. Gdy teraz patrzę na pierwsze rzędy liter, na te akapity rysujące nam buntowniczego Taemina (długowłosego~! bez tego ani rusz), wyrywającego się spod kurateli ojca... Czuję, hm, no właśnie co? Przelewa się przeze mnie fala emocji: duma, szczęście, ekscytacja, rozrzewnienie. Nie potrafię opisać jak bardzo cieszy mnie SHINee obsadzone w tym konkretnym AU ~*o*~ Czekam z niecierpliwością na to, co czeka naszego niepokornego żeglarza ^_^ Shime, życzę Wam pomyślnych prądów weny pisarskiej i niech wiatr Wam sprzyja i dmie wytrwale w żagle wyobraźni :3 Ahoj~!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa szalonych przygód Taemina. Fighting! :3
OdpowiedzUsuńhttp://cnbluestory.blogspot.com/