poniedziałek, 19 września 2016

Prolog




- Paniczu, już pora wstawać. – Ponaglający głos pokojowego oraz pukanie rozniosło się po sypialni. Nie uzyskano jednak odpowiedzi; nie było też słychać żadnego poruszenia w tym dużym pokoju. Służący z westchnieniem sięgnął do pasa, gdzie przypięte miał klucze do wszystkich pomieszczeń w ogromnej rezydencji, i zaczął szukać tego odpowiedniego. Według zarządzenia pana domu, jego syn, znany z buntowniczej natury, został zamknięty w swej sypialni już kilka dni przed planowanym od dawna ślubem. Mariaż ten przynieść miał obu rodzinom wiele korzyści, więc dążono do niego za wszelką cenę; nawet pomimo gorączkowego oporu stawianego przez przyszłego pana młodego. Lee Taemin nie był zainteresowany ożenkiem; o nie, jemu w głowie były dzikie wojaże i dziecinne mrzonki o morskich przygodach. Sługa pokręcił głową z dezaprobatą. A przecież pan Lee wybrał swojemu synowi taką dobrą partię! Son Naeun była piękną, młodą kobietą, dobrze wychowaną i posłuszną. Ale cóż zrobić, gdy chłopak rozwydrzony, bezczelny jakiś. Pokojowy wreszcie odnalazł dobry klucz, i wsadzając go w dziurkę, znów zakrzyknął, już zniecierpliwiony.

- Paniczu, proszę wstawać, dzisiaj ważny dzień. – I otworzył drzwi sypialni Taemina szeroko, wchodząc do niej bez chwili namysłu.

Widok, który go zastał bynajmniej nie wróżył nic dobrego. Wyjątkowo, jak na panicza, schludnie zaścielone łóżko. Pozostawione w zadziwiającym porządku książki na szafce nocnej. Spoczywający w nienaruszonym stanie stos dokumentów na obszernym biurku. I garnitur. Ostentacyjnie zawieszony na drzwiach uchylonej szafy. A pośród tego nienaturalnego wręcz porządku ani śladu panicza.

Niedobrze.

Pęk kluczy wypadł z dłoni służącego i z głośnym brzdękiem uderzył o wypolerowaną podłogę. Mężczyzna nawet nie zwrócił na to uwagi, z przerażeniem wpatrując się w okno. Otwarte na oścież okno. Wiatr rozwiewał śnieżnobiałe firany, a tuż za ramą framug rozpościerał się malowniczy widok na wybudowany w zatoce port. Kilka kutrów rybackich właśnie powracało z porannego połowu, a jakiś potężny okręt akurat cumował przy brzegu. Dalej, jak okiem sięgnąć, rozciągał się widok na przestwór oceanu. Służący od zawsze twierdził, że ten demoralizujący krajobraz był źródłem owego niedorzecznego marzycielstwa, któremu nieustannie oddawał się młody panicz Lee.

Kilka mew zaskrzeczało przeraźliwie tuż za oknem, i mężczyzna wzdrygnął się, po czym z przerażeniem podbiegł do rozpostartej framugi, mamrocząc pod nosem bełkotliwe błagania, przemieszane z co najmniej nieodpowiednimi w ustach służby wyrażeniami odnośnie jego niesfornego pana. Na nic jednak zdały się prośby, przekleństwa czy zażalenia. Pokój był pusty, a okno otwarte. Wszystko wskazywało na to, że Lee Taemin znowu uciekł.

Pokojowy złapał się za głowę, gorączkowo zastanawiając się, jak przedstawi tę sprawę panu domu. Dość już w życiu wycierpiał przez to niewdzięczne chłopaczysko, któremu przyszło mu służyć. Łudził się, że przynajmniej tym razem panicz pójdzie po rozum do głowy i wykaże się posłuszeństwem. Na próżno. Służący jeszcze raz wychylił się za barierę okna, jakby w nadziei, że wypatrzy Taemina i zmusi go do powrotu. Próba ta jednak zaowocowała jedynie kolejnym głośnym przekleństwem. W końcu mężczyzna ukrył twarz w dłoniach, szukając rozwiązania.

Zbyt zaaferowany swoją niedolą, zupełnie przegapił cień, który przemknął mu za plecami. W dłoniach skradającej się postaci błysnął upuszczony wcześniej pęk kluczy. Drzwi zamknęły się cicho, przypieczętowane złośliwym szczęknięciem zamka.

Lee Taemin uśmiechnął się szeroko, po czym schował klucze do kieszeni, poprawił tobołek na plecach i cicho pogwizdując, ruszył przez korytarz rezydencji.

Musiał zachować czujność, doskonale o tym wiedział, mimo całego podniecenia, jakie odczuwał przez zaskakująco korzystny obrót sytuacji. Szedł pewnie, przewidując różne scenariusze dzisiejszego dnia, zastanawiając się, jak przedostać się do portu. Jednocześnie starał się niemal stopić z ciemną tapetą, pokrywającą ściany długiego korytarza. Z oddali dobiegały go dźwięki gorączkowych przygotowań. Niemal parsknął śmiechem, wyobrażając sobie to rozczarowanie na twarzy swojego ojca, i błysk urażonej dumy w oczach Naeun. Cóż, uprzedzał, że tak łatwo nie da się zaprzedać, włożyć na szyję ciężkie jarzmo ożenku; nie jest w końcu bezwolnym baranem! Żeby to chociaż był ktoś inny, ale Naeun? Ta pusta idiotka, zainteresowana jedynie błyskotkami? Nigdy nie czuła ona chyba żądzy przygód; nigdy nie chciała dotrzeć aż za linię horyzontu, ani pozwolić, by wiatr rozwiał skrzętnie ułożoną fryzurę. Taemin pokręcił głową z dezaprobatą; i zatrzymał się nagle, gdy usłyszał zbliżające się kroki. Rozejrzał się – miał ułamki sekundy na podjęcie decyzji.

I gdy, chwilę potem jedna z młodych służących, nawołując Hyungdona, podstarzałego pokojowego, przechodziła korytarzem, Taemin nieruchomo, i niemal bez tchu skrywał się za postumentem kiczowatej, ogromnej rzeźby, przedstawiającej – paradoksalnie - Neptuna. Nie pochwalał zakupu tego obrzydlistwa, ale jednak ojciec miał rację – posągi bywały zaskakująco przydatne, w najmniej oczekiwanych okolicznościach. Gdy już dziewczyna oddaliła się znacznie, i umilkło echo jej nerwowych, pospiesznych kroków; chłopak zgrabnie wynurzył się zza cokołu, i otrzepał z nagromadzonego tam kurzu swoje ciemne ubranie (a musiał przyznać, że znalezienie wygodnego, i mało rzucającego się w oczy stroju w całym stosie tej pstrokatej odzieży było nie lada wyzwaniem). Powstrzymał się od kichnięcia, i ruszył dalej korytarzem.

Nie był jeszcze pewien, którą drogę wybrać. Teoretycznie, mógł wydostać się tylnym wyjściem; mógł też przejść do ogrodu, ale zdawał sobie doskonale sprawę, że dzisiaj wszyscy postawieni są na nogi, a służba roi się w domu jak mrówki. Westchnął. Żeby aż tak utrudniać mu ucieczkę!

Dotarł do stopni, i nagle diabelna myśl przemknęła przez głowę. Poprawił tobołek na plecach, chwytając go mocno; odgarnął z ramion długie włosy, których na szczęście nie zdążyli mu jeszcze odebrać (bądźmy szczerzy, Taemin po prostu uciekł przed fryzjerem), i zasiadł wygodnie na balustradzie schodów, jak zwykle wspaniale wypolerowanej. Uśmiechnął się szelmowsko i odepchnął mocno nogami od pierwszego stopnia. Z prawdziwie dziką uciechą i sporą prędkością zjechał po poręczy, w międzyczasie machając do przerażonej pokojówki, która wspinała się mozolnie po schodach. Jej głośny wrzask trochę tylko zepsuł mu nastrój – i tak był pewien, że uda mu się uciec.

Zakończył swą przejażdżkę triumfalnym skokiem ku frontowym drzwiom, krzywiąc się lekko na krzyki uwolnionego chyba właśnie Hyungdona i służącej. Kątem oka ujrzał zbliżającego się do niego kamerdynera, z drugiej strony nadciągał nieubłaganie zaalarmowany hałasem ogrodnik; by ich zatrzymać kopnął mocno w stojący przy wyjściu stolik, z prezentami ślubnymi, nadesłanymi dla niego przez jego wierną Naeun. Nie oglądał się już, ale z prawdziwą satysfakcją usłyszał brzdęk rozbijanego o posadzkę szkła; dostrzegając stojącą po drugiej stronie korytarza ukochaną, ze szczerą radością przesłał jej w powietrzu pocałunek, i zwycięsko opuścił swój rodzinny dom.

Kiedy tylko wypadł za drzwi frontowe, zaczął gorączkowo rozglądać się za możliwą drogą ucieczki. W ślad za nim już podążał co najmniej tuzin osób, jeszcze chwilę temu zaangażowanych w przygotowania do dzisiejszej ceremonii. Dobrze wiedział, że sam był sobie winien takiego obrotu spraw, ale nie żałował. Jeszcze nigdy nie bawił się tak wyśmienicie, jak w dniu własnego ślubu, który właśnie rujnował w wielkim stylu.

Taemin zmrużył oczy, dostrzegając wóz, który właśnie zatrzymał się na podjeździe. Kilku mężczyzn ściągnęło z niego potężną kwiatową kompozycję. Została zamówiona przez jego teściową i miała na celu ozdobić najważniejszy moment dzisiejszego dnia, oraz dodać uroku taeminowemu tak (którego nigdy nie zamierzał wypowiadać). Chłopak uśmiechnął się szelmowsko, po czym puścił się biegiem przez wypielęgnowany trawnik. Nie zważając na rozlegające się za jego plecami krzyki i nawoływania, przemierzył połowę dzielącego go od upatrzonego wozu dystansu. Z zaciętą miną kierował się prosto na zajętych niesieniem kwiatów mężczyzn, którzy zauważyli go zdecydowanie zbyt późno, żeby uskoczyć na bok. Taemin posłał im iście diabelski uśmiech, po czym uniósł ręce do góry i z nieopisaną uciechą wbiegł dokładnie w środek trzymanej przez nich ozdoby. Kwiaty z impetem rozsypały się na wszystkie strony, a ich płatki zawirowały w powietrzu, tylko potęgując uciechę uciekającego chłopaka. Zamówiona przez panią Son kompozycja była naprawdę ładna – Taemin nie mógł pozwolić, żeby się zmarnowała.

Chwilę później chłopak dopadł do wozu. Zgrabnym ruchem wskoczył na grzbiet zaprzężonego doń, karego konia. Następnie rzucił jeszcze jedno spojrzenie w kierunku rezydencji swojej rodziny. Uśmiechnął się promiennie do biegnącej ku niemu służby, ale kiedy głośne, ojcowskie „Lee Taemin!” wstrząsnęło murami budynku, chłopak bez dalszej zwłoki pogonił konia i galopem ruszył przez miasto – byle dalej od tego więzienia, w którym żył przez tyle lat.

Drogę z rezydencji do portu przebył w ekspresowym tempie, dobrze wiedząc, że postawił na nogi nie tylko rodziny Lee i Son, ale i pół miasteczka. Lada moment ktoś mógł go zatrzymać i zatargać za fraki z powrotem do ojca – Taemin przerabiał ten scenariusz już nieraz w przeszłości. Chłopak skrzywił się na wspomnienie wszystkich nieudanych ucieczek w swoim wykonaniu. Wystarczyło jednak, że minął ostatnie odgradzające go od portu budynki, a morska bryza rozwiała mu włosy, i wszystkie zmartwienia po prostu wyparowały. Taemin powitał bezkres oceanu szerokim uśmiechem. 

Oto jego nowy dom.

Chłopak zeskoczył z konia i przywiązał go do pierwszego napotkanego słupa, w możliwie jak najbardziej widocznym miejscu (miał nadzieję zmylić w ten sposób przeciwnika). Następnie zarzucił na swoje charakterystyczne i zbyt rzucające się w oczy włosy kaptur i zaczął przemykać się pomiędzy stłoczonymi w porcie ludźmi, cały czas upewniając się, że nikt go póki co nie goni.

W końcu wypatrzył to, czego szukał. Swoją furtkę do wolności.

Zatrzymał się przed zacumowanym w najobskurniejszej części portu statkiem. Cóż, raczej łodzią, niż statkiem. Taemin przekrzywił głowę. No dobra, bardziej przypominało to ledwo trzymającą się kupy łajbę o wystrzępionych żaglach i łuszczącej się farbie. Chłopak westchnął. Nie tego oczekiwał, kiedy prosił Jonghyuna o pomoc w ucieczce. Dobrze jednak wiedział, że to tylko tymczasowe rozwiązanie.

Jeszcze raz uniósł głowę i zerknął na horyzont. Tęsknota za przygodami wypełniała jego serce, a pragnienie nieznanego buzowało w żyłach. Chłopak uśmiechnął się szeroko i z impetem wskoczył na swoją obskurną łajbę, która zachwiała się niebezpiecznie. Pospiesznie przygotował ją do wypłynięcia, świadom, że ostatnie minuty dzielą go od upragnionej wolności. Kiedy wreszcie wyruszył, odwrócił się w kierunku portu, rzucając ostatnie spojrzenie rodzinnemu miasteczku. 

Znajomy powóz właśnie gwałtownie zatrzymał się na ulicy, tuż obok pozostawionego przez Taemina konia. Chłopak ściągnął kaptur i pospiesznie wcisnął na głowę przygotowany specjalnie na tę okazję, piracki kapelusz, jednocześnie obserwując wysiadającego z powozu ojca. Pan Lee wściekłym wzrokiem omiótł zacumowane przy brzegu łodzie. Nie znalazłszy tego, czego szukał, zaczął gorączkowo przyglądać się wyruszającym właśnie statkom. W końcu spojrzał prosto na swojego syna, odpływającego właśnie w nieznane.

Taemin z nonszalancją przespacerował się po pokładzie swojej mizernej łajby, po czym zdjął z głowy kapelusz i demonstracyjnie ukłonił się w kierunku ojca. Oczy pana Lee płonęły z wściekłości. Taemin uwielbiał tę minę. Przez chwilę napawał się nią w milczeniu, po czym z powrotem wcisnął kapelusz na głowę i odwrócił się plecami do malejącego w oczach portu. Rozciągał się przed nim niezgłębiony bezkres oceanu. Taemin zagwizdał starą, piracką pieśń, wbijając wzrok w horyzont. Na jego ustach igrał psotny uśmieszek.


Tu zaczynała się jego przygoda z wolnością.

Znalezione obrazy dla zapytania pirate icon

S: Udało nam się coś napisać!
A: To jest niewiarygodne, i w sumie nie wiemy, co tu napisać… enjoy prolog?

4 komentarze:

  1. Ten prolog jest świetny. Bardzo pasuje Taeminowi taki charakter. Ciekawi mnie co będzie dalej. Kim będzie Minho, Jonghyun....wszyscy! Taemin lubi swoje długie włosy. Ja też je kocham <3 Ładnemu we wszystkim ładnie, ale taki Taemin to życie *_* Tae buntownik to bardzo fajny pomysł. Ale ciagle mnie zastanawia Minho. Kim będzie, kim będzie...Pierwsze skojarzenie to żeglarz. Książę, zwykły człowiek i nie wiem co jeszcze. No zobaczy się. Ciekawe jakie przygody czekają Tae i jego, mam nadzieję dobrych przyjaciół czy przyszłych czy teraźniejszych jak Jonghyun z tego co wywnioskowałam. Na pewno będzie dużo akcji. Uciekać w dzień ślubu xdd oj, jak się z ojcem spotka to nie bedzie za fajnie. Czekam, aż rozwinie się temat innych bohateròw tego opowaidania i szczególnie 2mina. Kocham <3
    Weny i czasu na pisanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem w szkole,własnie zadzwonił dzwonek na angielski, więc tymczasem... Dndksbdjwmsoansjsnzbskajsid. Jak będę miec czas, pofangirluję później xD
    MORZE, 2MIN, TAEMIN Z DŁUGIMI WŁOSAMI, AJDJDJDJ

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy wspomnę na niezliczone tęskne westchnienia, które dzieliłam z Shime na temat potrzeby powstania wreszcie pirackiego 2mina... /wzdycha i odrywa zamglony wzrok od horyzontu za oknem/. Gdy teraz patrzę na pierwsze rzędy liter, na te akapity rysujące nam buntowniczego Taemina (długowłosego~! bez tego ani rusz), wyrywającego się spod kurateli ojca... Czuję, hm, no właśnie co? Przelewa się przeze mnie fala emocji: duma, szczęście, ekscytacja, rozrzewnienie. Nie potrafię opisać jak bardzo cieszy mnie SHINee obsadzone w tym konkretnym AU ~*o*~ Czekam z niecierpliwością na to, co czeka naszego niepokornego żeglarza ^_^ Shime, życzę Wam pomyślnych prądów weny pisarskiej i niech wiatr Wam sprzyja i dmie wytrwale w żagle wyobraźni :3 Ahoj~!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem ciekawa szalonych przygód Taemina. Fighting! :3

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń